Na kilka dni przed wyborami doszło do głośnego incydentu z udziałem funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), którzy pojawili się przed jednym ze studiów wynajmowanych wcześniej przez Telewizję Republika – konkretnie chodzi o studio Kakadu na warszawskiej Ochocie. Wydarzenie natychmiast wywołało medialną burzę, ponieważ stacja – znana z opozycyjnego tonu wobec obecnego rządu – zasugerowała, że mogło to być działanie zastraszające wobec niezależnych mediów.

Według relacji właścicielki studia oraz redakcji Republiki, ABW nie podała żadnej podstawy prawnej do swoich działań, a ich funkcjonariusze mieli zakwestionować nagrywanie interwencji. Z kolei MSWiA (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji) wydało komunikat, że działania ABW „nie miały nic wspólnego z funkcjonowaniem Telewizji Republika”.

Przebieg zdarzenia: ABW w studio Kakadu

Sytuację relacjonowano na żywo m.in. w programie „Bitwa Polityczna” Moniki Borkowskiej, gdzie podkreślano, że studio było wynajmowane przez Republikę w pierwszej połowie roku w związku z szybkim przeniesieniem siedziby. Właścicielka studia – Beata Szrom – informowała, że została wezwana do wyłączenia nagrywania telefonem, co wzbudziło podejrzenia o próbę ograniczenia praw obywatelskich.

W odpowiedzi, Marcin Warchoł (poseł PiS, obecny w studio) stwierdził, że funkcjonariusze nie tylko nie wylegitymowali się odpowiednio, ale również nie przedstawili podstawy prawnej działań – co uznał za naruszenie prawa i próbę „wyeliminowania niezależnych mediów”. Funkcjonariusze po chwili mieli się wycofać z miejsca, odjeżdżając w pośpiechu, co tylko dolało oliwy do ognia w medialnej narracji.

Konflikt narracji: zastraszanie czy nieporozumienie?

Telewizja Republika i politycy opozycji (głównie PiS) przedstawiają zdarzenie jako przejaw nadużycia władzy przez obóz Donalda Tuska, próbę cenzurowania mediów tuż przed wyborami i ograniczania swobód obywatelskich. Mówi się tu wręcz o „obrzydliwej próbie odizolowania Polaków od prawdy”.

Z drugiej strony, oficjalne stanowisko MSWiA sugeruje, że działania ABW nie były skierowane przeciwko stacji, a miejsce interwencji nie miało już związku z jej działalnością. Niektórzy komentatorzy – jak Piotr Szumlewicz – sugerują, że sytuacja mogła być wynikiem nieporozumienia lub działań ABW niezwiązanych z polityką, np. próbą dotarcia do świadka w innym śledztwie.

Co się wydarzyło?

  1. Funkcjonariusze ABW pojawili się na terenie prywatnym – konkretnie przed studiem Kakadu, które w przeszłości było wynajmowane przez Telewizję Republika.
  2. Współwłaścicielka studia, Beata Szrom, została poinformowana przez dziecko, że „jacyś panowie czekają przed domem”. Po przyjeździe nagrywała ich zachowanie telefonem.
  3. Funkcjonariusze nie podali jasnej podstawy prawnej ani celu interwencji. Jeden z nich przedstawił się z imienia i nazwiska, ale nie okazał legitymacji służbowej, co wzbudziło podejrzenia.
  4. Kiedy kobieta nie przestała nagrywać, mimo próśb funkcjonariuszy, ci zrezygnowali z działań i odjechali. Nie weszli do środka budynku.
  5. Według rzecznika MSWiA, interwencja nie miała żadnego związku z Telewizją Republika ani wyborami, choć stacja i jej goście twierdzą coś przeciwnego

Co to oznacza?

  • Technicznie: Tak – funkcjonariusze pojawili się, zadali kilka pytań, poprosili o coś (najpewniej identyfikację osoby ze zdjęcia), ale nie przeprowadzili żadnych widocznych czynności operacyjnych ani przeszukania.
  • Politycznie: Republika i politycy opozycji (głównie PiS) potraktowali to jako próbę zastraszenia lub element kampanii wyborczej.
  • Formalnie/prawnie: Brak okazania podstawy prawnej i nieujawnienie celu może być naruszeniem procedur. Właścicielka miała prawo nagrywać na własnym terenie, co potwierdzają nawet orzeczenia sądów administracyjnych.
Kategorie: Blog