Wojna między Izraelem a Iranem to znacznie więcej niż tylko konflikt zbrojny – to zderzenie dwóch odmiennych wizji porządku na Bliskim Wschodzie, zakorzenionych głęboko w ideologii, historii i interesach globalnych mocarstw.
W klasycznej narracji politycznej mówi się często: Izrael to okupant, a Palestyńczycy to ofiary. Z drugiej strony – Izrael twierdzi, że się broni przed terrorem, a ofiarą jest jego ludność cywilna, która żyje w nieustannym zagrożeniu. Obie strony mają swoją prawdę – i swoje cierpienie. Ale jeśli spojrzymy głębiej, zobaczymy inny podział ról: nie na państwa, lecz na tych, którzy mają władzę i ci, którzy jej nie mają.
Oś konfliktu: Iran i Izrael – ideologiczni wrogowie
Aby zrozumieć dzisiejsze bomby, trzeba spojrzeć w przeszłość. Brytyjczycy, prowadząc politykę imperialną na Bliskim Wschodzie, zagrali va banque. Z jednej strony wspierali aspiracje arabskie do niepodległości, z drugiej – obiecywali Żydom „narodowy dom” w Palestynie. Po I wojnie światowej to Żydzi zaczęli przyjeżdżać – najpierw dziesiątkami tysięcy, potem setkami. Syjoniści nie chcieli współistnieć – chcieli stworzyć nowe, silne, samodzielne państwo.
I tak rozpoczął się konflikt – nie jako starcie religii, ale jako wojna o ziemię i prawo do decydowania o przyszłości tego skrawka świata. Z każdym rokiem napięcie rosło. Po 1948 roku powstał Izrael, a Palestyńczycy – wygnani, zepchnięci, zdezorientowani – zaczęli walczyć o powrót, o uznanie, o tożsamość. Ale świat się już zorganizował bez nich.
Izrael i Iran nie zawsze byli wrogami. W czasach szacha Rezy Pahlawiego, Iran był prozachodni, modernizował się według zachodnich wzorców, kupował broń od USA i współpracował z Izraelem w ramach tzw. sojuszu peryferii (Iran, Turcja, Izrael). To się zmieniło po rewolucji islamskiej w 1979 r., kiedy do władzy doszedł ajatollah Homeini.
Nowy reżim nie tylko zerwał relacje z Izraelem, ale uczynił z niego symbol „małego szatana” – obcego, kolonialnego bytu, który uosabia imperializm i zagrożenie dla świata islamu. Walka z Izraelem stała się częścią legitymizacji władzy ajatollahów – nie polityczną decyzją, lecz ideologicznym fundamentem. Od tej pory walka z „zionizmem” stała się misją państwową Iranu.
Palestyna – pole bitwy zastępczej
Palestyna i szczególnie Strefa Gazy to nie tylko geografia. To instrument i symbol. Iran, dążąc do rozszerzenia swojej strefy wpływów, wspierał organizacje takie jak Hamas (Gaza), Hezbollah (Liban), reżim Asada (Syria), a także bojówki Huti (Jemen). Przez lata Izrael sukcesywnie eliminował te „przystawki” – i dziś, po osłabieniu tych sił proxi, skierował się na „danie główne”, czyli Iran
Palestyna jest jak plac budowy, na którym toczy się bitwa dwóch potężnych firm o prawa do inwestycji. Tyle że zamiast dźwigów są drony, a zamiast dokumentów – rakiety i bomby. W całym tym układzie Palestyńczycy stali się raczej narzędziem, symbolem, argumentem w globalnej dyskusji o „niesprawiedliwości świata”, niż stroną z realnym wpływem na losy własnej ziemi.
Z perspektywy Palestyńczyków – to ich ziemia stała się sceną dla wielkich gier mocarstw i regionalnych rywali. To ich domy są bombardowane, ich dzieci rosną w cieniu rakiet, a ich tragedia bywa medialnie przesłaniana przez doniesienia o „wielkiej wojnie regionalnej”.
Palestyńczycy – ludzie bez państwa
Palestyńczycy są bezsprzecznie ofiarami historii. Zostali wyparci z własnych domów, a ich państwowość została zmiażdżona przez układy międzynarodowe, kolonialne decyzje i politykę faktów dokonanych. Od dekad żyją w niestabilnych warunkach, w strefach pod kontrolą – bez paszportów, bez armii, bez suwerenności. Każda ich próba upomnienia się o swoje prawa kończy się krwawą odpowiedzią. Cierpią cywile – dzieci w strefie Gazy, kobiety, starcy, którzy nie mają dokąd uciec.
Ale – i tu trzeba być uczciwym – część tego cierpienia jest wynikiem działań skrajnych ugrupowań, takich jak Hamas, które używają cywilów jako tarczy, a konfliktu jako narzędzia do podsycania własnej władzy. Dla nich śmierć tysięcy to inwestycja w propagandę, a nie dramat ludzki.
Dlaczego Izrael atakuje Iran?
Izrael narodził się z bólu Holokaustu – i z tego powodu jego społeczeństwo ma głęboko zakorzenione poczucie zagrożenia. W ich oczach każda rakieta to kontynuacja historii prześladowań, a każdy zamach to dowód, że bez silnej armii by ich już nie było. Ta trauma nie usprawiedliwia wszystkiego – ale tłumaczy, dlaczego ich odpowiedzi są tak brutalne, tak totalne.
Z drugiej strony, Izrael ma jeden z najbardziej rozwiniętych systemów wojskowych świata, pełną kontrolę nad granicami Palestyny i decyduje o każdym litrze paliwa, jaki wjeżdża do Gazy. To nie jest relacja partnerska. To relacja władzy, i tak – Izrael w tej relacji jest stroną dominującą. Często używa tej siły w sposób, który narusza proporcje i powoduje śmierć tysięcy cywilów. I to również czyni go oprawcą – nie jako naród, ale jako aparat wojskowy i polityczny.
A więc dlaczego Izrael atakuje Iran? Oto cztery główne powody, dla których Izrael mógł rozpocząć działania:
- Osłabienie proirańskich organizacji – Izrael rozmontował struktury Hamasu, Hezbollahu i sił irańskich w Syrii. To strategiczne „czyszczenie przedpola”.
- Przykrycie kryzysu w Gazie – wojna z Iranem odwraca uwagę od oskarżeń o czystki etniczne i zbrodnie wojenne.
- Kryzys wewnętrzny w Izraelu – rząd Netanjahu walczy o przetrwanie, a wojna bywa narzędziem mobilizacji i odwrócenia uwagi społeczeństwa.
- Iran blisko bomby atomowej – według Izraela Teheran zbliża się do stworzenia głowicy jądrowej, która mogłaby być umieszczona na rakiecie balistycznej.
Dlaczego Iran atakuje Izrael?
No właśnie. A z tyłu stoi Iran – państwo, które wspiera Hamas i Hezbollah nie z troski o Palestyńczyków, ale z chłodnej kalkulacji. Palestyńskie cierpienie to dla niego karta przetargowa. Iran inwestuje w chaos, bo chaos pozwala mu przetrwać i rosnąć w siłę. Nie interesuje go realny pokój – interesuje go wpływ, dominacja, presja na Izrael i USA.
Ale nie oceniaj zbyt pochopnie. Izrael, choć powstał jako schronienie dla narodu, który przeżył Zagładę, od dziesięcioleci prowadzi politykę siły, opartą na dominacji terytorialnej i wojskowej. Od 1967 roku kontroluje terytoria, które nigdy nie zostały mu formalnie przyznane (Zachodni Brzeg, Wschodnia Jerozolima, Golan). Buduje tam osiedla, które prawo międzynarodowe uznaje za nielegalne. Stosuje blokady, przetrzymuje więźniów bez wyroku, używa broni wobec protestujących.
Nie jest tak, że wszystko zaczęło się od ataku Iranu. Izrael przez lata „machał szabelką” – to trafne określenie. Atakował konwoje w Syrii, uderzał w obiekty irańskie, przeprowadzał sabotaże w irańskich instalacjach nuklearnych. Wysadzał w powietrze naukowców, atakował lotniska w Damaszku. Robił to pod hasłem „prewencji”, ale świat wie, że to był pokaz siły i sygnał: „nie zbliżajcie się”.
Iran od dawna zbierał napięcie – bo Izrael uderzał w jego ludzi i jego wpływy. Gdy Izrael w jednym z nalotów zabił irańskiego dowódcę w Damaszku w 2024 roku, Iran potraktował to jak przekroczenie czerwonej linii. I odpowiedział – nie za pomocą bojówek, lecz bezpośrednio, państwowo – co było absolutnym przełomem.
Ale uwaga: Iran nie działa z troski o Palestynę. Używa jej jako pretekstu. To cyniczna gra – o wpływy, o prestiż, o pokazanie, że jest regionalną potęgą, której nikt nie może bezkarnie ignorować. Więc tak – Iran „nie wytrzymał”, ale nie z litości – z politycznego wyrachowania.
Dlaczego USA zaatakował Iran?
To jest regionalna eskalacja, w której Iran i USA wymieniają ciosy. Jeśli Iran odpowie w podobnej skali – a wszystko wskazuje, że do tego się przygotowuje – świat może zostać wciągnięty w otwarty konflikt międzypaństwowy, którego skutki będą odczuwalne globalnie.
Nie chodzi już tylko o ochronę Izraela – teraz to wojna o dominację w regionie, kontrolę nad szlakami energetycznymi, nad Morzem Czerwonym i Zatoką Perską, a pośrednio – o przyszłość porządku światowego.
- USA przeprowadziły bezpośrednie uderzenie militarne na cele w Iranie.
- Celem były m.in. obiekty infrastruktury wojskowej, centra dowodzenia, a także pozycje, z których wcześniej Iran przeprowadzał ostrzał rakietowy na Izrael.
- Nowy Jork i inne miasta w USA zostały postawione w stan gotowości. Nie dlatego, że bezpośrednio grozi im atak z powietrza, ale dlatego, że możliwy jest cyberatak, sabotaż, zamachy lub odpowiedzi przez sojuszników Iranu (np. Hezbollah, milicje szyickie, Huti).
Czy grozi nam III wojna światowa – czy ona już trwa?
Formalnie – nie. Nie wypowiedziano wojny, nie mamy zderzenia mocarstw na pełną skalę jak w 1939 czy 1914 roku. Ale:
Faktycznie – tak, jesteśmy w stanie globalnej wojny hybrydowej.
To wojna:
- rozproszona geograficznie (Bliski Wschód, Ukraina, Afryka, Indopacyfik),
- złożona z konfliktów zastępczych (proxy war),
- toczona równolegle na wielu frontach: militarnym, gospodarczym, informacyjnym i technologicznym.
USA i Iran toczą wojnę nie tylko rakietami, ale też embargami, cyberatakami, sabotażami, a ich starcia wpływają na stabilność świata bardziej niż lokalne konflikty XX wieku.
USA chce pokazać, że „nie oddaje sojusznika”. Ataki odwetowe Iranu mogą trwać tygodniami. Jordania, Syria, Liban mogą zostać wciągnięte mimo woli. Iran chce pokazać, że nie boi się „wielkiego szatana”. Chiny i Rosja mogą wykorzystać zamieszanie do własnych celów, a Rosja jużdeklaruje gotowość do dołączenia do konfliktu. Europa zostanie zmuszona do zwiększenia wydatków zbrojeniowych i zabezpieczenia energetycznego. Pamiętajmy, że Rosja i Iran od lat współpracują militarnie i energetycznie, a więc
Co dalej? Globalne reperkusje:
- Ceny ropy i gazu pójdą w górę (już idą).
- Ryzyko ataków cybernetycznych na USA, Europę, infrastrukturę krytyczną.
- Możliwe zamachy terrorystyczne w Europie i USA jako forma odwetu.
Czy trzecia wojna światowa już trwa?
W klasycznym rozumieniu – nie mamy jeszcze globalnego konfliktu, gdzie całe armie maszerują na siebie, fronty się przesuwają, a państwa wypowiadają sobie formalnie wojnę. Ale w nowoczesnym rozumieniu? Tak. To już wojna światowa – tylko inna. Hybrydowa. Wielopoziomowa. To wojna o wpływy, surowce, terytoria, wartości – i tocząca się na wielu scenach jednocześnie.
Trzy płonące fronty:
1. Europa Wschodnia: Ukraina
- USA i Europa wspierają Ukrainę militarnie, finansowo, wywiadowczo.
- Rosja otwarcie prowadzi wojnę, ale twierdzi, że walczy z NATO przez pośredników.
- Trwa tu konflikt wyczerpujący, który osłabia obie strony i podgrzewa globalne napięcia.
2. Bliski Wschód: Izrael – Iran
- Izrael atakuje w Gazie, Syrii i Libanie, próbując zneutralizować wpływy Iranu.
- Iran odpowiada atakami rakietowymi i wspieraniem milicji (Hezbollah, Huti).
- USA aktywnie bronią Izraela – zestrzeliwują irańskie pociski, sankcjonują Teheran, wspierają sojuszników w regionie.
- To wojna zastępcza Iran vs USA, ale prowadzona przez Izrael i proirańskie formacje.
3. Potencjalny front: Europa Środkowa i Bałtyk
- Rosja testuje granice NATO: incydenty z samolotami, sabotaż infrastruktury, cyberataki.
- Najbardziej narażone państwa: Mołdawia, Litwa, Łotwa, Estonia – kraje z mniejszościami rosyjskimi i strategicznym położeniem.
- Ewentualne naruszenie ich granic uruchomi artykuł 5. NATO – czyli wojnę Rosja vs cała Europa i USA.
Jak wygląda współczesna wojna światowa?
To już nie tylko czołgi i okopy. To:
- wojna gospodarcza (sankcje, blokady, embargo na technologie),
- wojna informacyjna (dezinformacja, propaganda, wojna narracyjna),
- wojna cybernetyczna (ataki na elektrownie, szpitale, systemy bankowe),
- wojna przez pośredników (milicje, najemnicy, organizacje „niepaństwowe”),
- eskalacja lokalna z globalnymi skutkami (np. blokada Cieśniny Ormuz = kryzys paliwowy).
Co może się wydarzyć dalej?
Trudno powiedzieć, co będzie dalej. Wydarzyć może się wszystko. Niektórzy mają dużo do stracenia, inni niewiele i w tym momencie należałoby się obawiać właśnie tych drugich. Możemy jedynie przewidywać:
- Scenariusz 1 – „Nowa Zimna Wojna”
Fronty się stabilizują. Świat dzieli się na bloki wpływów. Trwa zimna wojna 2.0. - Scenariusz 2 – „Kontrolowana eskalacja”
Wojny trwają, ale nie przekraczają czerwonych linii. Supermocarstwa nie atakują się bezpośrednio. - Scenariusz 3 – „Wielki wybuch”
Jedno wydarzenie (np. atak na państwo NATO, eskalacja w Iranie, Tajwan) uruchamia domino. Świat staje na krawędzi wojny totalnej.
Trzecia wojna światowa już trwa – tylko wygląda inaczej niż poprzednie. To wojna prowadzona przez dyplomację, technologie, waluty, internet i rakiety wystrzeliwane przez sojuszników. Konflikt globalny toczy się już w cieniu codzienności, pod naszą granicą, nad naszymi głowami, w mediach społecznościowych i na światowych rynkach. Każdy kolejny tydzień eskalacji, każdy atak, każda nowa broń na froncie, każdy kraj, który „przyłącza się nieformalnie” – przesuwa granicę tego, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. Im bardziej zagłębiamy się w tę złożoną układankę, tym wyraźniej widać, że prawdziwa wojna to nie tylko terytoria i rakiety. To też strach, niepewność, kryzysy, które pękają jak bańki w naszym codziennym życiu: drożejąca żywność, niestabilna waluta, utrata poczucia bezpieczeństwa.